sobota, 10 lutego 2018

Od Andariela Do Lorena

Machnąłem ogonem kilka razy, zastanawiając się, jak ubrać myśli w słowa.
- Suchaj... Ejlelen jest kotkom... Pozyzyczymy od njei ubranja! - zakończyłem, zadowolony z siebie, po czym głośno czknąłem. Loren wyszczerzył kły w uśmiechu.
- Taaag! Sjostruunja siem nie.. poggnjefa! - wybełkotał, tracąc równowagę i zataczając się na pobliskie drzewo. Zachochotałem i podbiegłem do kocura, by pomóc mu się podnieść, ale potknąłem się o własne łapy i wyrżnąłem głową w ziemię. Loren ryknął śmiechem, raz po raz czkając.
- Chodśmy...ddo Ejejlen! W d...droge! - klepnął mnie w bark, po czym z impetem wstał i zaczął szarpać moją łapę - Chooć! K..kotki czekajom!
Roześmiałem się i wstałem, kiwając się na boki. Opierając się o siebie nawzajem, ruszyliśmy ku domkowi Eileen. Na nasze szczęście mieszkanie kotki nie znajdowało się daleko. Wystarczyło przejść przez las. Po mozolnej podróży znaleźliśmy się przed zadbanym domem siostry Lorena. Stanąłem pod drzwiami z zamiarem zapiekania, jednak dziwnym trafem nie trafiłem w gładkie, dębowe drewno, lecz w ścianę, obcierając sobie łapę. Zachichotałem mimo to.
- Zobatsz Lorjem! Idśmy pszez ścianę! - czknąłem i przywaliłem głową w mur. Loren tymczasem oparł się o drzwi.



- Mam pomysua! Staranunujemy te dżwi! - wykrzyknął, zadowolony z siebie. Kiwnąłem głową i, zataczając się lekko, odszedłem parę metrów od drzwi. Loren poszedł w moje ślady.
- Licze do czech. Ras, wa, czy! - wrzasnąłem szybko, zanim do Lorena dotrze, że to bez sensu. Rzuciliśmy się do przodu, jednak jeszcze zanim uderzyliśmy w drzwi zorientowałem się, że to był błąd. Rzeczywiście, jedynym skutkiem naszej szarży na drzwi były bolące czaszki.

- No... No i co siem stauo?! Nie ma jej w domu! - nadąsał się Loren.
- Spo...kojnie. Może dszwi som... ten, tego... Nie, zamkniente. Znaczy, otwarte. - wyjąkałem, masując obolałe miejsce na czole. Skrzywiłem się nieco. Kocur podszedł do wejścia domu i załomotał w drewno.

- Njemajej! - zawył, siadając na wycieraczce i tęsknię wpatrując się w kołatkę (której, nawiasem mówiąc, nie pomyśleliśmy, by użyć)
Pacnąłem lekko klamkę łapą. Drzwi uległy, odchylając się na bok.
- Zobatsz! - zaskoczony potknąłem się o próg i wpadłem na ozdobny kredens, stojący w pobliżu wejścia. Na pyszczku Lorena pojawił się uśmiech, gdy przekroczył próg domu i pomógł mi się podnieść.
- Choć! Tutaj Elejelen ma sfoje... Fatałaszki i mejkapy! - zaśmiał się i ruszył w głąb domu. W podskokach ruszyłem za nim.

Loren? To robi się coraz bardziej d z i w n e. Ratuj ;-;
Coś czuję, że mamy przechlapane... XD

Od Abigail Do Clariona

Wieczorem skończyłam się opiekować małym kotkiem. Uroczy dzieciak. Jak zwykle, po pracy wróciłam do mojej jaskini. Gdy już się w niej znalazłam, usiadłam na ziemi i zaczęłam się zastanawiać, co mogę porobić. Strasznie mi się nudziło. Siedziałam tak jeszcze chwilę, aż zaczął mi doskwierać głód. Postanowiłam wyjść na zewnątrz i upolować coś. Poszłam do miejsca, w którym jest zwykle dużo, małych zwierząt. Tam jednak zobaczyłam pręgowanego kota, który najwidoczniej się już na coś czaił. Postanowiłam pójść gdzieś indziej, nie chciałam mu przeszkadzać. Kiedy już miałam odejść, on złapał zwierzę, którym była wiewiórka i odwrócił się, by najwidoczniej móc przenieść ją na inne miejsce, lecz mnie zauważył.
- Hej – przywitałam się z nim, uśmiechając się do niego. – Nie chciałam ci przeszkadzać, myślałam, że tylko ja tutaj poluję. Nie przerywaj sobie, pójdę polować gdzieś indziej.
- Nie musisz iść – odpowiedział mi – Odkryłaś to miejsce pierwsza, więc masz pierwszeństwo. Ja mogę pójść gdzieś indziej.
- Wygląda na to, że oboje próbujemy być mili – zachichotałam. – Może najlepiej będzie, jeśli ja i ty tutaj zostaniemy. Ta polana jest na tyle duża, że starczy dla nas obojga.
- Nie chciałbym ci przeszkadzać w polowaniu.
- Ja też, ale nawet gdybym nie złapała zwierzęcia, bo ty byś na przykład czymś zaszeleścił, to bym się nie obraziła. Nie jestem aż tak głodna.
- Dobrze – zgodził się po chwili namysłu. – Postaram się nie hałasować.
- Ja też.
Nie wiem, jak długo się czailiśmy na zwierzęta, lecz wiem, że już się ściemniło. Ja upolowałam parę myszy, a on wiewiórki. Po naszej "uczcie" podeszłam do niego i zapytałam:
- A tak właściwie, to jak masz na imię?
- Clarion, a ty? - odpowiedział.
- Abigail. Miło cię poznać - uśmiechnęłam się.
- Mi ciebie też - odwzajemnił uśmiech.

Clarion? c:

Obserwatorzy